środa, 19 grudnia 2012

Pielęgnacja maluszka



Znów mam mało czasu na blogi i internet, święta zbliżają się zdecydowanie za szybko i pochłaniają mnie bez reszty. Prawie całe mieszkanie mamy już generalnie sprzątnięte, kartki wysłane, ciasteczka upieczone, prezenty czekają na zapakowanie. Mam też za sobą ostatnią próbę z chórem - wczoraj ćwiczyliśmy kolędy w bardzo miłym nastroju. Trochę czasu muszę jeszcze poświęcić na dekoracje świąteczne, chociaż część leży już i czeka na swoją kolej. :) Między Świętami a Sylwestrem postaram się znaleźć chwilę, żeby nadrobić wszystkie blogowe zaległości i w końcu zmienić szablon. Tymczasem notka, którą napisałam jakiś czas temu i czekała na publikację. 


Dużo pisałam o swojej pielęgnacji, tym razem chciałam napisać troszkę o tym, jak dbam o moją Amelcię. W przypadku dziecka wyznaję zasadę „minimum to wystarczająco” i nie przesadzam z ilością kosmetyków. Moim zdaniem nie ma sensu przyzwyczajać skórę do wielu produktów, zwłaszcza w przypadku takiego maluszka. :)

Czego używam/używałam?
·         Oliwka Babydream, o której już pisałam TUTAJ. Do masażu lub na główkę. Nie jest jednak naszym codziennym kosmetykiem, bo nie widzę potrzeby tak częstego natłuszczania skóry maleństwa. W wypadku przesuszenia skóry na pewno po nią sięgnę, jeśli się pojawi.
·         Żel do mycia 3 w 1 – Johnson's Baby. Dodaję do wody i robię pianę, której używam do mycia. „Brudniejsze” miejsca myję dodatkową ilością płynu (a Amelia śmieje się jak szalona, kiedy zabieramy się za szyjkę :D).
·         Chusteczki nawilżające babydream - przy zmianie pieluszki. Staram się też nie używać ich za każdym razem i do mycia użyć po prostu wacika z wodą/płynem do mycia.
·         Maść Bepanthen/krem pielęgnacyjny sudopanten z jakiejś próbki  – jeżeli zauważę zaczerwienienie na pupie i TYLKO WTEDY. Jestem przeciwniczką smarowania pupy przy każdej zmianie pieluszki, tym bardziej jeśli używa się mocnej maści czy kremu. Kremu używam, jeśli coś się dzieje. W przypadku większego zaczerwienia lub gdy coś mnie zaniepokoi (co zdarza się bardzo, bardzo rzadko), używam sudocremu. Podkreślam: muszę mieć do tego naprawdę poważne powody. Mam malutką próbkę i do tej pory jej nie zużyłam nawet w połowie. Na półce stoi też wielkie opakowanie Sudomaxu, od mamy Karola, którego nawet nie otworzyłam – bo nie było potrzeby. Moim zdaniem najlepszym "kosmetykiem" do pupy jest po prostu powietrze, czyli wietrzenie. Jak widać, moja filozofia się sprawdza, bo przez 5 miesięcy Amelcia nie odparzyła się ani razu. :)
·         Krem bambino z tlenkiem cynku – na buzię przed spacerem podczas zimowej pogody. Póki nie nadeszły mrozy, też nie smarowałam, bo nie było moim zdaniem takiej potrzeby.
·         Oilatum – do co drugiej kąpieli w pierwszym miesiącu, kiedy Melcia miała suchą skórę zamiast płynu do mycia. Fantastycznie pachnie i niesamowicie nawilża. Aktualnie nie używam. Czeka na sytuację awaryjną.
·         Sól fizjologiczna – do przemywania oczka, kiedy ropiało. Aktualnie nie używam, bo z oczkami nic się nie dzieje :). Trzymam ją też w razie kataru do noska.

Jak widać, zestaw jest minimalny, ale w moim przypadku się sprawdza. Tak samo było z pępkiem Melci, za radą położnej nie smarowałam żadnym spirytusem czy innym świństwem, po prostu utrzymywałam go w suchości. Odpadł po tygodniu i zagoił się od razu, bez żadnego paprania. Czasem mniej znaczy po prostu lepiej :)

3 komentarze: