piątek, 15 listopada 2013

Zrób to dla siebie samej!

Hej!
W moim przypadku stałe motywowanie się to klucz do sukcesu. Jeśli długo nie myślę o tym, po co właściwie to wszystko robię, znów wracam do punktu wyjścia.
Gdzieś kiedyś przeczytałam bardzo mądry cytat:

- Nie dam rady tego osiągnąć! Motywacji wystarcza mi tylko na jeden dzień.
- Wiesz, to tak jak z kąpielą. Dlatego robimy to codziennie.

Motywacja spada i to jest normalne - ważne, żeby znaleźć sposób na podtrzymanie jej na wysokim poziomie. I nie mówię tu o oglądaniu zdjęć wysportowanych sylwetek każdego ranka. Mówię o prawdziwym powodzie, który powinien pchać Cię do zmian.
I nie powinna to być chęć zaimponowania chłopakowi marzeń, udowodnienia czegoś komuś z rodziny czy bycie lepszą niż koleżanka. Prawdziwa motywacja do zmian powinna wynikać z miłości do siebie samej i szacunku do swojego ciała! Zacznij jeść zdrowo, żeby lepiej się czuć. Dołącz ćwiczenia, aby Twoje ciało funkcjonowało na najwyższym poziomie. Poświęć czas na odpowiednią pielęgnację, aby wzmocnić swoją pewność siebie. Trochę zdrowego egoizmu naprawdę potrafi czasem zdziałać cuda!
Takie podejście pozwoli Ci pokonać wszelkie chwile słabości. Jeśli przyjdzie ochota na fastfood, nie będziesz przecież mogła pomyśleć "Po co ja w ogóle jem zdrowo? Żeby zaimponować tej koleżance? To bez sensu. Życie jest za krótkie na to, żeby sobie odmawiać" i sięgnąć po niego z radością, że znalazłaś wymówkę. Będziesz miała świadomość, że nikt Ci nie zabrania tego jeść, ale sama z tego rezygnujesz - bo bardziej, niż na chwilowej przyjemności, zależy Ci na Twoim zdrowiu i dobrym samopoczuciu. W końcu kochasz samą siebie, więc chcesz dla siebie jak najlepiej, prawda?

Od tej troszkę egoistycznej miłości powinnaś zacząć. Pomyśl o tym w ten sposób - jest na pewno jakaś osoba, którą bardzo kochasz - dziecko, mąż czy chłopak, mama, siostra... Na pewno z tej miłości życzysz im jak najlepiej. Nie nakarmisz przecież swojego dziecka niezdrowymi przekąskami, bo wiesz, że mogą mu poważnie zaszkodzić. Na pewno bardziej zwracasz uwagę na to, co dajesz swojemu maleństwu do jedzenia, niż sobie. Mamie chętnie podarujesz kupon na masaż, ale sama nigdy sobie go nie zafundujesz... Dlaczego? Powinnaś nauczyć się stawiać siebie na równi z tymi, których kochasz. Nie mówię o samolubnym zapatrzeniu w siebie, ale zrozumieniu, że Ty też zasługujesz na najlepsze.

Podaruj je sobie racjonalnym żywieniem i regularnym treningiem. Obiecuję, że poczujesz się znacznie lepiej!

wtorek, 12 listopada 2013

Sportowe nowości

Hej!
W końcu udało mi się kupić parę rzeczy, które były mi wręcz niezbędne odkąd zaczęłam chodzić na siłownię. Pierwszą, najważniejszą sprawą były buty - do tej pory (aż wstyd się przyznać!) chodziłam w trampkach, bo po prostu innego rodzaju butów "nadających" się do ćwiczeń nie miałam. Różnych, kolorowych trampek mam pod dostatkiem - sportowych butów brak.
Wybrałam się w tym celu do GoSport-u, aby znaleźć buty wygodne, ładne i stabilne, przy czym ten drugi aspekt był jednak dla mnie dość istotny, dlatego spędziłam naprawdę sporo czasu na zastanawianiu się ^^. W końcu jednak wybrałam:

Jestem z nich naprawdę zadowolona, bo są mega wygodne i ćwiczy mi się teraz zdecydowanie lepiej, niż poprzednio!
Bardzo potrzebna była mi również torba - niewygodnie było pakować wszystkich rzeczy do torebki (okej, większej torebki - ale to wciąż torebka) lub zabierać torbę Karola. Żeby zaoszczędzić trochę czasu, przed wyjściem do sklepu przeszukałam internet, bo wiedziałam, że tu będę jeszcze bardziej wybredna niż przy butach :). W końcu trafiłam jednak na torbę idealną, w której zakochałam się od pierwszego momentu. Na moje szczęście w Decathlonie mieli akurat ostatni egzemplarz :)

Torba jest bardzo praktyczna, mieszczę w niej absolutnie wszystko, co jest mi potrzebne - buty, ręcznik, legginsy, stanik sportowy, koszulkę, butelkę wody itd. Wbrew pozorom jest bardzo pojemna, oprócz głównej kieszeni ma też boczną i wewnętrzną na drobniejsze rzeczy.
Poza tym jest prześliczna <3.

Udało mi się jeszcze dostać inne buty w moim wymarzonym kolorze - tych na siłownię nie założę, ale jestem nimi niesamowicie zachwycona. :)


Dawno już nie byłam aż tak zadowolona z zakupów... planuję jeszcze zakupić termoaktywne legginsy, bo podobno komfort ćwiczeń jest bez porównania, ale to będzie musiało jeszcze trochę poczekać. Na razie chodzę w sprawdzonych szarych, zwykłych legginsach i różowej bokserce. :)
A jak wygląda Wasz strój na siłownię? Korzystacie ze specjalnych, przeznaczonych do tego ubrań, czy nie zwracacie na to uwagi? :)

niedziela, 3 listopada 2013

Założenia mojej "diety" po raz drugi

Cześć. Podobnego posta pisałam pół roku temu, jednak muszę powtórzyć temat, gdyż trochę się przez ten czas zmieniło. Po pierwsze, zaczęłam chodzić na siłownię i mam w planach odwiedzać ją regularnie, zwiększa się więc moja aktywność fizyczna a tym samym zapotrzebowanie kaloryczne. Po drugie, nie zależy mi już na tak szybkiej redukcji jak wtedy. Po trzecie, zdarzało mi się faktycznie, że byłam wtedy głodna - myślę, że winę za to ponosi fakt, iż obliczając swoje zapotrzebowanie nie uwzględniłam tego, że karmię piersią.

Pół roku temu trzymałam się niesztywnej linii 1600kcal przy słabej aktywności fizycznej. Faktycznie, straciłam swoje, ale przyszedł ten moment, kiedy pozwoliłam sobie na jedno odstępstwo... później następne... kolejne... i fakt zdrowego odżywiania przeszedł do historii. Aby tego uniknąć, zdecydowałam teraz kaloryczność zwiększyć i przede wszystkim, rozpisać dokładny jadłospis.

Mam nadzieję, że gotowa rozpiska będzie moją receptą na sukces. Dzięki z góry ustawionemu planowi żywienia:
- mam dokładnie wyliczone kalorie i rozkład btw!
- wiem, co jeść w jakich porach - nie dość, że posiłki są odpowiednio zbilansowane, to unikam problemu "coś bym zjadła, ale nie wiem co"
- mogę zrobić zakupy na cały tydzień w dużym markecie, dzięki czemu oszczędzam pieniądze i czas (latanie codziennie po sklepach jednak pożera sporą część dnia)

Korzystając z kalkulatora na potreningu.pl wyliczyłam swoje zapotrzebowanie - przy umiarkowanej aktywności powinnam jeść 2096kcal dziennie. W normalne dni przyjmuję ok. 1800 kcal, w dni treningowe 2000 (obcinam naprawdę niewiele, ale nie zależy mi na szybkiej utracie wagi. Poza tym, ciągle jednak karmię - mimo że właściwie tylko w nocy, moje właściwe zapotrzebowanie powinno być wyższe o ok. 100-200kcal).
Jak często spotykacie się z dietą o tak wysokiej kaloryczności? ^^ Właśnie! Dlatego podkreślam, nie przechodzę na dietę.

Rozkład BTW przyjmuję po raz kolejny 30/30/40. Odstawiam fast-foody, gazowane słodkie napoje, słodycze i mocno przetworzone jedzenie. Herbaty nie słodzę już od stycznia, więc cukier u mnie w domu jest praktycznie tylko dla gości. :))

Teraz muszę posiedzieć trochę nad dokładnym rozpisaniem produktów, jakie powinnam spożywać. Bazą artykułów, z których będę korzystać (i polecam naprawdę każdemu!) są te napisane na sfd - tutaj link do spisu podstawowych tematów.

piątek, 25 października 2013

Rok bloga - reaktywacja!

Czeeeeść wszystkim, witam ponownie! :)
Dość długo mnie tu nie było... część z Was zauważyła nawet, że blog został chwilowo zamknięty i pisała do mnie w tej sprawie. Muszę przyznać, że było to miłe z Waszej strony i zmotywowało mnie do powrotu.
Na zamknięcie zdecydowałam się, bo nie chciałam pisać postów o niczym... nie jadłam zdrowo, nie ćwiczyłam a pisanie tekstów o tym, jak to nie chce mi się nic robić byłoby bezcelowe.
Na szczęście jednak zdążyłam się ogarnąć.
Gorsze chwile ma każdy - najważniejsze to z nich wyjść z podniesioną głową i z ogromem energii przystąpić do realizacji swoich celów. Teraz jestem znów pełna zapału, chęci i optymizmu.
Taaaak, znowu.
Znowu "zaczynam", znowu chcę zmienić wszystko, znowu wierzę w to, że mi się uda. Bądźmy realistami, prawdopodobnie znów przyjdzie taki dzień, kiedy przestanę w to wierzyć, ale nie to jest najważniejsze.
Nie ważne, ile razy upadasz - ważne, ile razy się podnosisz. Więc jeśli będzie trzeba, mogę zaczynać po raz kolejny i kolejny... tak długo, jak będę szła we właściwą stronę. :)

Tym razem jednak blog będzie na nieco innych zasadach. Po pierwsze: włączona zostaje moderacja komentarzy. Blog jest moim miejscem w sieci, stąd mam czerpać motywację, radość i chęć do działania. Nie potrzebuję tutaj marudzących złośników (będących notabene moimi "znajomymi"), którzy na każdym kroku mieliby podcinać mi skrzydła. Wybaczcie, ale szczerze mówiąc, Wasze zdanie mnie nie obchodzi. Wszystkie tego typu komentarze nie będą publikowane, więc nie macie się co spinać. Inaczej jest z konstruktywną krytyką i dobrą radą - tą zawsze chętnie przyjmę, o ile zostanie wyrażona kulturalnie i bez złośliwości.
Po drugie: zamierzam pisać trochę więcej od siebie, zamiast powielać to, co już zostało napisane. I nie spinać się, przede wszystkim. Pisanie ma mi sprawiać przyjemność a nie być przykrym obowiązkiem.

Dzisiaj mija rok, odkąd założyłam bloga. I bardzo dużo się w tym czasie zmieniło - po pierwsze, zdałam sobie sprawę, że będąc mamą wciąż jestem kobietą a dbanie o siebie nie jest dziwnym wynaturzeniem tylko rzeczą naturalną. Nauczyłam się, że trochę zdrowego egoizmu jest w porządku: wyjście na siłownię i zostawienie córki pod opieką taty czy babci nie jest z mojej strony samolubnym porzucaniem dziecka. W końcu nawet ona ma z tego niezłe korzyści - ćwiczenia uwalniają endorfiny, więc mama ćwicząca = mama szczęśliwa, mająca więcej cierpliwości i tym samym lepiej zajmująca się dzieckiem. Nie generalizuję, ale tak jest w moim przypadku. Siedzenie w domu bez wymagań, nie stawianie sobie wyzwań skutecznie mnie demotywuje i sprawia, że jestem drażliwa, rozleniwiona a to na pewno nie pomaga mojemu maleństwu się rozwijać. Wystarczy trochę ruchu i od razu chętniej do wszystkiego podchodzę. :)
Poza tym, że schudłam trochę kilo i paru złych nawyków pozbyłam się na zawsze (do niektórych wróciłam, z niektórymi wciąż walczę), ten rok naprawdę miło wspominam. Zaczęłam się ruszać - ja, wielki przeciwnik zajęć na wf-ie, wymigujący się przy każdej okazji! I mało tego, zaczęło mi to sprawiać przyjemność. A to naprawdę cholerny sukces.

Dlatego tym bardziej wracam tu z radością - to miejsce pomogło mi się "ogarnąć", dzięki blogowi poznałam masę nowych, interesujących ludzi i zaczęłam więcej od siebie wymagać.

Mam nadzieję, że tym razem będę bardziej systematyczna. Miłego dnia :)

niedziela, 11 sierpnia 2013

4 dni... oszaleję.

Dzisiaj kompletnie nie w temacie bloga, ale ostatnie dni żyję tylko jednym.
Najbliższy czwartek jest najbardziej wyczekiwanym przeze mnie dniem - nareszcie stanę się żoną mojego najlepszego przyjaciela, mojej największej miłości, mężczyzny, który jest spełnieniem moich marzeń. Cieszę się niesamowicie, moje podekscytowanie sięga zenitu i jestem trochę zestresowana.
Praktycznie wszystko mamy już załatwione, zostały ostatnie drobiazgi i rzeczy, których wcześniej zrobić się nie da. Pracowałam nad tym, aby ten dzień był idealny od kilkunastu miesięcy - dekoracje wykonywałam sama, chciałam dopracować każdy detal tak, aby wszystko ze sobą idealnie współgrało. I wiecie co? Kiedy jest już tak blisko, przestałam się tym przejmować. Cieszę się najbardziej, że będę mogła popatrzeć mojemu Karolowi w oczy i wypowiedzieć słowa przysięgi.

Tak bardzo nie mogę się już doczekać... trzymajcie proszę kciuki, żeby wszystko wyszło cudownie :)

piątek, 5 lipca 2013

Trening siłowy - czas start!

Cześć moje wspaniałe motywatorki! :)

Już kilka razy przymierzałam się do rozpoczęcia treningu siłowego, zachęcona Waszymi pozytywnymi opiniami, ale zawsze znalazłam jakieś "ale". Po pierwsze: lubię ćwiczyć w domu i regularne chodzenie na siłownię byłoby nie lada wyzwaniem - wciąż karmię piersią i to uniemożliwia samotne wyjście z domu (zwłaszcza wieczorami). Po drugie: nie mam odpowiedniego sprzętu... Na chwilę obecną mam jedynie dwie hantelki po 3kg. Po trzecie: nie wiedziałam jak się do tego zabrać.

W końcu przeczytałam fantastyczny post tygryska (klik), gdzie wszystkie moje wymówki zostały zmiażdżone. Powiedziałam sobie: spróbuj chociaż! Jest sporo ćwiczeń dla początkujących, które można wykonywać nawet jedynie z obciążeniem swojego ciała. Znalazłam rozpiskę treningu dla początkującej lady z sfd, przejrzyście napisany post lafigi z gifami obrazującymi poprawne wykonanie ćwiczeń i wzięłam się do roboty.


Przedwczoraj zrobiłam trening A, używając obciążenia 2x3kg, ale już widzę, że w niektórych ćwiczeniach to za mało - ostatnie powtórzenia mnie nie męczą. Wiem, że idealny byłby zestaw hantli z możliwością regulowania obciążenia, ale nie mogę sobie na niego na razie pozwolić, więc pozostaje kombinować z butelkami. :) Wypełnione piaskiem powinny ważyć niego więcej. Dzisiaj wykonałam trening B - ten zdecydowanie bardziej mi się podobał, bo bardzo lubię ćwiczyć ramiona. W niektórych ćwiczeniach obciążenie również spokojnie mogłoby być większe.
Oba zestawy rozpoczęłam oczywiście rozgrzewką i zakończyłam porządnym rozciąganiem w kierunku szpagatu.

Na początku będę wykonywać ten trening trzy razy w tygodniu, po dwa obwody. Później zwiększę do 3 i 4. Wszystko tak, aby się nie przeciążyć.

Muszę się też pochwalić - wczoraj minęło mi 31 dni (pełny miesiąc) bez fast-foodów. Nie sądziłam, że to kiedykolwiek mi się uda, dlatego jestem z siebie bardzo dumna. Tym bardziej, że we wtorek na spacerze (na którym byłam cholernie głodna) zahaczyliśmy o Maka - Karol zjadł całą gigantyczną porcję a ja... wróciłam do domu i zrobiłam sobie ryż z warzywami i piersią gotowaną na parze.
Uwielbiam dokonywać zdrowych wyborów! I oby to zostało moim nawykiem.

wtorek, 2 lipca 2013

Maraton treningowy blogerek - moja relacja

To już czwarta edycja a ja dopiero pierwszy raz wzięłam w nim udział! Cieszę się, że to zrobiłam, bo mimo iż wymagało to trochę organizacji, jestem bardzo zadowolona.

Zestaw składał się z kilku filmików, które skupiały się na różnych partiach ciała. Po zakończeniu czułam, że wszystkie moje mięśnie zostały porządnie przećwiczone. Część zakwasów utrzymywała się do wczoraj! Mimo, że według inicjatorki zestaw skupiał się na mięśniach brzucha, ja najbardziej odczułam ramiona. Swietne uczucie, polecam :D.

Spis ćwiczeń, jakie wykonywałyśmy:
Maraton rozpoczął się od rozgrzewki z Jillian. Nigdy z nią nie ćwiczyłam, mimo że wiele o niej słyszalam. Rozgrzewka jak rozgrzewka - nie powaliła mnie na kolana, ale też nie takie w końcu było jej zadanie.



Następnie - zaproponowany przeze mnie zestaw Mel B na nogi. Bardzo go lubię, bo uwielbiam ćwiczenia prowadzone z uśmiechem na ustach, gdzie trener aż kipi pozytywną energią.




Tu bardzo pozytywne zaskoczenie - mimo, że naprawdę nie lubię ćwiczyć brzucha, ćwiczenia nie sprawiały mi trudności. Bardzo spodobała mi się forma, w jakiej zostały przedstawione i licznik - ten kanał z pewnością zapamiętam i wypróbuję również inne zestawy ćwiczeń.

 Dla mnie - najlepszy punkt maratonu. Ambitnie wzięłam dwa ciężarki po 3 kg i naprawdę bardzo odczułam te ćwiczenia. Niektóre ostatnie powtórzenia robiłam resztkami sił. Mimo wszystko, pozytywny humor prowadzącej bardzo mi się udzielił i robiłam zestaw z bananem na ustach :).

Znów - coś, co bardzo dobrze znam. Ćwiczenia wykonywałam niemalże z pamięci, bo ten zestaw Melb B robię najczęściej. Lubię ćwiczyć pośladki, więc te 10 minut było dla mnie przyjemnym odpoczynkiem.

Te ćwiczenia absolutnie do mnie nie przemówiły. Po pierwsze, ciężko mi było się skupić, przez to że wszystko działo się w takim szybkim tempie, poza tym miejscami byłam wręcz zażenowana... Chyba to nie mój klimat. :D



I według mnie, najsłabszy moment maratonu. Z fitness blender też nigdy nie ćwiczyłam i raczej tego nie zmienię - fajnie, że ćwiczenia były jasno opisane, ale cisza pomiędzy kolejnymi opisami była wręcz dobijająca, czas niesamowicie mi się dłużył. Do tego kobieta, która ćwiczyła jak robot, nawet się nie uśmiechając... Ćwiczenia ciekawe, ale forma zniechęciła mnie w zupełności.


I znów ramiona, które ćwiczyć lubię. Tu też użyłam hantelek 2x3kg a w momencie, gdy dziewczyny zmieniały obciążenie na mniejsze, po prostu je odkładałam. Jeśli chodzi o ćwiczenia, część pokrywała się z poprzednim zestawem na ramiona, ale mimo wszystko dobrze mi było je porządnie zmęczyć.


Następnie coś, co bardzo dobrze znam, więc też niespodzianek nie było, jednak chyba większe wrażenia robiły na mnie te ćwiczenia na samym początku - może moje ciało po prostu przyzwyczaiło się do wyginania? :)


Na koniec dwa filmiki z rozciąganiem autorstwa Agaty, które rozszerzyłam o moje standardowe ćwiczenia rozciągające. Do całego maratonu dorzuciłam również przysiady - tego dnia według planu było ich 130, także nieźle dały w kość.
W założeniu maraton miał trwać dwie godziny - ale ja praktycznie nie robiłam przerw między zestawami, nie wykonałam też tych ćwiczeń kardio do piosenki Beyonce, bo zwyczajnie nie mogłam się w tym połapać i skończyłam z pewnością wcześniej. Bezsensowne było dla mnie przedłużanie na siłę, tym bardziej, że moja córeczka już krzycząc pod drzwiami domagała się mamy. :)
Co bym poprawiła w drugiej edycji? Więcej nieznanych ćwiczeń, bo Mel B i Tiffany przewijają się niemalże na każdym blogu i większość je zna - chciałabym poznać jakieś zupełnie nowe kanały z ćwiczeniami. Mimo to jestem z maratonu bardzo zadowolona i na pewno wezmę udział w kolejnych edycjach! :)

niedziela, 30 czerwca 2013

Cel: szpagat!

Cześć dziewczyny!
Na wstępie chciałam Wam bardzo podziękować za komentarze pod poprzednim wpisem. Jesteście niesamowite i nie spodziewałam się, że usłyszę tyle przemiłych słów! Wasze słowa niesamowicie mnie zmotywowały do tego, by trwać w swoich postanowieniach i nie rezygnować ze swojego celu. I obiecuję, że gdy będę wrzucać kolejne zdjęcie porównawcze, będziecie mogły być ze mnie dumne :).
Dziękuję jeszcze raz, bo to wiele dla mnie znaczy.

Ostatnio wzięłam się porządnie za rozciąganie. Do tej pory wykonywałam parę ćwiczeń tego typu po treningach, ale nigdy nie poświęcałam temu tematowi zbyt wiele czasu. A to błąd! Odpowiedni streching likwiduje nieprzyjemne napięcie mięśni, zapobiega kontuzjom, poprawia koordynację ruchową. Zalet jest całe mnóstwo, trzeba więc korzystać. :)
Zrobienie szpagatu było zawsze moim celem typu "chciałabym". Zawsze chciałam, ale nigdy nie zrobiłam nic w tym kierunku. Pora to zmienić! W ciągu najbliższych kilku-kilkunastu tygodni (miesięcy?) będę regularnie się rozciągać (codziennie!), aby w końcu szpagat zrobić.

Nie ukrywam, że przede mną daleka droga, bo jestem praktycznie wcale nierozciągnięta, ale już po tych kilku dniach zauważyłam poprawę - nie jest ogromna, ale małe kroczki mi wystarczą. Zaczęłam od filmiku "wprowadzającego", ćwiczenia, które są tam pokazane robię przy każdej sesji strechingu:


Do tego, jak rozgrzewkę, rozciąganie dynamiczne:


Znalazłam też bardzo przyjemne gify, obrazujące pozycje do rozciągania na blogu bycidealna.pl:




Polecam również post Agaty Z z bloga fitness-all-day, która postawiła sobie za cel zrobienie szpagatu (klik) i po miesiącu go wykonała (klik). Żywię głęboką nadzieję, że też będę mogła za jakiś czas pochwalić się podobnym postem! Autorce bardzo gratuluję i podziwiam. :)

Jeśli znacie jeszcze jakieś dobre ćwiczenia rozciągające pod kątem szpagatu bądź możecie udzielić mi rad z własnego doświadczenia, będę bardzo wdzięczna.

A dzisiaj wieczorem - MARATON TRENINGOWY BLOGEREK!


środa, 26 czerwca 2013

Objadam się ciastkami...

... ale wcale nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia, bo są zdrowe i bezcukrowe. :) Kalorii nie mają mało, ale miałam ogromną ochotę na coś słodkiego i wolałam zrobić je sama, niż opychać się sklepowymi śmieciami. W dziennym zapotrzebowaniu się zmieściłam, także nie jest źle.

Ciasteczka z otrębami, płatkami owsianymi, bananem, jabłkiem, migdałami i suszoną żurawiną <3

Ostatnio dbanie o jadłospis idzie mi bardzo dobrze, jem zdrowo, różnorodnie, nie zapycham swojego organizmu, tylko go odżywiam. Staram się szukać nowych przepisów, żeby nie jeść ciągle tego samego. Nie pamiętam, co to cukier a fast-foodów nie jem już 23 dni.
Nieco gorzej idzie mi z ćwiczeniami. Nie robię ich regularnie a co parę dni i przeważnie trwają 30-40 minut. Ostatnio bardzo spodobała mi się Mel B. Do tego rozpoczęłam wyzwanie przysiadowe, jestem na dniu dziewiątym. Chciałabym jakoś lepiej rozplanować ćwiczenia, dołożyć kardio, żeby lepiej spalać tłuszcz, robić coś bardziej wymagającego, ale nie wiem, jak się za to zabrać. Jeśli macie jakiś pomysł, podzielcie się proszę w komentarzach.


A w niedzielę stanęłam na wadze i przeżyłam szok... Według niej, ważę 49,6kg. Dla mnie to ogromny sukces, bo nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle ważyłam - w gimnazjum? Oznacza to, że od momentu założenia bloga (czyli koło 9 miesięcy) schudłam niemalże 10kg, co przy mojej wadze dało naprawdę sporą różnicę. Spadek wagi przełożył się też na centymetry... ale o tym rozpiszę się w następnej notce i jeśli znajdę w sobie dość odwagi, opublikuję zdjęcia porównawcze. :)

Nie oznacza to jednak, że jestem na finishu - wciąż bardzo dużo mi brakuje do wymarzonej sylwetki, ale doszłam do wniosku, że warto się cieszyć z tego, co już się osiągnęło. I dlatego jestem z siebie dumna (a będę jeszcze bardziej!).

Inspiracje w temacie sprawności i rozciągania: jeeeejku, cholernie chciałabym coś takiego osiągnąć.

sobota, 15 czerwca 2013

Zdrowa alternatywa dla fast foodów

Pamiętacie moje wyzwanie o miesiącu bez fast foodów? Po 22 dniach nie wytrzymałam, chwyciłam za telefon i zamówiłam ulubiony wtedy Boston Box - 3x frytki, 12x panierowany filet z kurczaka plus sos majonezowo-musztardowy. Po zjedzeniu swojej porcji (czyli dokładnie połowy z tego) czułam ogromne wyrzuty sumienia, że byłam już tak blisko osiągnięcia celu a mimo to się poddałam.

Przedwczoraj, przy okazji sprawdzania czegoś w kalendarzu zdałam sobie sprawę z tego, że od mojego ostatniego śmieciowego jedzenia minęło 10 dni (dzisiaj to już 12)- całkowicie mimochodem! Postanowiłam też ten dobry okres kontynuować, aby w końcu stawić czoło swojemu wyzwaniu.

Tym razem zabieram się do tego z głową oraz mądrzejsza o doświadczenie z poprzedniego razu. Na początek, co dla mnie zalicza się do fast foodów?
* Wszystko sprzedawane w barach szybkiej obsługi typu Mac, kfc, Subway czy budkach z jedzeniem (sałatki też!)
* Gotowe mrożone potrawy ze sklepu
* To, co smażone na głębokim tłuszczu
* Frytki, Pizza, Tortilla, Hamburger, Hot-dog, Knysze itd., również jeśli zrobię je sama w domu (z wyjątkiem, poniżej)

Co się do fast foodów nie zalicza?
* Pieczone ziemniaki - pod warunkiem samodzielnego wykonania w piekarniku BEZ tłuszczu (lub z ilością łyżeczki, aby nie przywierały; nawet, jeśli będą pokrojone jak frytki)
* Zdrowe alternatywy wyżej wymienionych potraw przygotowane samodzielnie :)

Pod wpływem myślenia o tym, jak takie śmieciowe jedzenie zastąpić zdrowszymi odpowiednikami, powstał  obiad:

Naleśniki z mąki pełnoziarnistej i otrębów (smażone bez tłuszczu) z grillowanym kurczakiem, pomidorem, sałatą i kukurydzą. Do tego sos czosnkowy (czyli nic innego jak jogurt naturalny z czosnkiem, doprawiony ziołami) - powstał pyszny, zdrowy i bardzo sycący obiad. Bez wyrzutów sumienia!

Od razu pomyślałam też o stworzeniu listy alternatyw, dla najczęściej wybieranych przeze mnie śmieciowych potraw, aby w razie gorszego momentu sobie poradzić.

Frytki - ziemniaki skrojone w słupki częściowo podgotowane, upieczone w piekarniku z dodatkiem ziół i przypraw, bez tłuszczu. Jeśli będą przywierać, można podlać je dosłownie kropelką oleju - wystarczy mała łyżeczka.

Pizza - frittata. Po przepis zapraszam do Niebiesko-szarej, dzięki której przekonałam się do tej potrawy :). Ostatnio wykonałam ją w wersji z marchewką, pietruszką i cebulą, ale równie dobrze można ją zrobić z ulubionymi dodatkami do pizzy.

źródło: http://cynamonowasas.blogspot.com
Gyros, nuggetsy, stripsy - aby alternatywa była naprawdę zdrowa, musimy zrezygnować z panierki. Wystarczy pierś z kurczaka doprawić mieszanką ziół (może być gotowa, ale warto zwrócić uwagę na skład) i usmażyć bez tłuszczu lub ugotować na parze.


Ham-, Cheese- i inne burgery - dużo da zamiana pszennej bułki na pełnoziarnistą, zastąpienie sosu tym własnoręcznie wykonym na bazie jogurtu oraz samodzielne przygotowanie mięsa (duży plus, jeśli zostanie samodzielnie zmielone). Do tego dużo warzyw i mamy zdrową kanapkę, którą podgrzać można w piekarniku.


Od razu lepiej, prawda? Coraz bardziej przekonuję się do stwierdzenia, że zdrowe jedzenie może być pyszne! :)

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Co mi daje zdrowe żywienie? + aktualizacja wymiarów

Cześć!
Ponieważ znów z zapałem podeszłam do zdrowego odżywiania i w niepamięć poszły moje ostatnie porażki, zaczęłam się zastanawiać nad tym, dlaczego tak łatwo było mi wrócić. Po raz pierwszy, kiedy próbuję zmienić swoją sylwetkę, nie poddaję się tak łatwo i trwam w postanowieniach aż tak długo. Doszłam do wniosku, że korzyści jest po prostu cała masa - może to sprawia, że nie chcę już schodzić z tej drogi :) Wcześniej wiele razy próbowałam się odchudzać i każde moje podejście kończyło się porażką. A slogany typu "jedz dużo i chudnij", "chudnij bez bycia głodną" wydawały mi się śmieszne i nierealne. Dzisiaj już wiem, że można osiągnąć wymarzoną sylwetkę (chociaż do takiej mi jeszcze brakuje) jedząc dużo, zdrowo i absolutnie nie głodząc się!


Dzięki wprowadzeniu zdrowego jadłospisu zyskałam bardzo wiele:
* Schudłam! :) Poszło w dół parę kilogramów, ale co ważniejsze - i centymetrów!
* Mam więcej energii - więcej chęci do działania, mój organizm jest w stanie zdecydowanie więcej wytrzymać i wolniej się męczy.
* Nie muszę gotować dla dziecka. Kiedy moim podstawowym obiadem były smażone ziemniaki z kotletem w panierce z bułki tartej smażony na oleju, musiałam gotować specjalnie dla Melci. Co ciekawe, od początku bardzo dbam o jej dietę i w życiu nie dałabym jej takich produktów, jakie czasem sama jadłam, ze względu na jej zdrowie. Teraz Melcia może jeść ze mną i czyni to z wielką ochotą, powtarzając "niam, niam" za każdym razem, kiedy widzi coś do jedzenia :D.
* Poradziłam sobie z problemami żołądkowymi - od zawsze miałam problem z żołądkiem. Cierpię na refluks żołądkowo-przełykowy i nadkwasotę, która objawia się okropnymi zgagami. Na szczęście, już od dawna nie muszę się tym przejmować - aż zaczynam się zastanawiać, czy moje poprzednie problemy nie były po prostu spowodowane nieodpowiednią dietą...
* Jestem silniejsza - wzmacniam swoją silną wolę, wytrwale realizując swoje postanowienia i nie pozwalając sobie na rezygnację.

Cieszę się, że wreszcie zmądrzałam :). I jestem już pewna, że nigdy nie przejdę na żadne niskokaloryczne diety czy inne wymysły - nie zamierzam traktować swojego organizmu jak śmietnika. Teraz czuję się i wyglądam lepiej, niż kiedykolwiek. Bez głodzenia się!

Nigdy na blogu nie prowadziłam regularnych zapisów moich wymiarów, może z tego względu, że byłam sobą zawstydzona... 23 stycznia dodałam w poście okrojoną informację na temat tego, jak prezentuje się moja sylwetka:
5 miesięcy temu:
Talia - 73 cm
Brzuch - 88 cm
Biust - 93 cm
Udo - 55 cm


W międzyczasie zdarzało mi się mierzyć a od jakiegoś czasu robię to regularnie. Postanowiłam też wpisywać to na bloga, aby motywować tym siebie do osiągnięcia coraz lepszych wyników.
Obecnie:
Talia: 69,5cm (-3,5cm!)
Brzuch: 81 cm (-7cm!)
Biust: 85 cm
Udo: 53 cm (-2cm!)
Biodra: 85 cm
Ramię: 24 cm
Łydka: 32 cm

Wiem, że perspektywa czasu jest dość duża - w pięć miesięcy można osiągnąć znacznie więcej, ale i tak jestem z siebie bardzo zadowolona :). Mój cel 65cm w talii staje się coraz bardziej realny.
A waga wskazała w niedzielę 51 kg... tyle nie ważyłam nawet przed ciążą. Zaczynam wierzyć w to, że mogę spełnić swoje marzenia!


czwartek, 6 czerwca 2013

Powrót na dobrą drogę

Cześć wszystkim :).
Długo mnie tu nie było, ale przeprowadzka pochłonęła większość mojego czasu. Od poniedziałku mieszkam już we Wrocławiu. W mieszkaniu jeszcze mnóstwo roboty i tylko trzy pomieszczenia nadają się do użytkowania, ale ze wszystkim z pewnością, w perspektywie czasu, sobie poradzimy.

Niestety, ten czas zawirowania sprawił, że trochę zawaliłam. No dobrze - zawaliłam bardzo konkretnie, bo do łask wróciły fast-foody, słodkie napoje i przestałam ćwiczyć. Usprawiedliwienie miałam aż za dobre: przecież kuchnia jeszcze nieczynna, jak mam gotować, lepiej zamówić jakiś gyros (albo frytki), zjeść górę kanapek z białego chleba z konserwą i chipsy. Jestem na siebie zła, bo przeprowadzka jest żadnym usprawiedliwieniem, mogłam dokonywać zdrowszych wyborów, ale po prostu odpuściłam. Z ćwiczeniami sytuacja wygląda trochę inaczej, bo po prostu każdą chwilę wolną poświęcałam na robienie czegoś w domu, tak aby jak najszybciej można było się wprowadzić - a wieczorem po prostu nie miałam już na nic siły.
Co by nie było - powróciłam jednak na dobrą drogę i od dziś jem znów zdrowo (a przynajmniej bardzo się staram, bo wciąż nie mam zawartości mojej zamrażarki), mam też w planach wieczorne ćwiczenia - albo też gruntowanie sufitu w salonie :).

Ostatnio spotkała mnie bardzo miła sytuacja - wyciągnęłam z kartonu jakieś dżinsy z zamiarem wyjścia na spacer po Wrocławiu... i okazało się, że spadają mi z tyłka. Tak samo druga i trzecia para, którą wzięłam. Na chwilę obecną, jedyne spodnie, jakie dobrze na mnie leżą, to dresy i rybaczki. To cholernie motywujące, bo gdyby nie ten fakt i ubytek w centymetrach, nie uwierzyłabym pewnie, że schudłam chociaż trochę.
Jeśli jednak nie zacznę się znów przykładać do zdrowego trybu życia, to w tempie ekspresowym odzyskam niedawną figurę i spodnie będą na mnie leżeć idealnie... a do tego nie mam zamiaru doprowadzić. :)

Jutro wybieram się z koleżanką na zakupy... i mam ogromną nadzieję, że za jakiś czas to, co kupię jutro, też będzie na mnie wisieć :)).


I na koniec - motywacja:

poniedziałek, 27 maja 2013

Precz z odchudzaniem!

Przechodzę aktualnie przez okres, w którym bardzo dużo ludzi dookoła mówi, że:
- przesadzam z tym odchudzaniem
- zaraz popadnę w jakąś anoreksję
- albo już ją mam (?!)
- nie chcę w ogóle jeść
- mam obsesję na tym punkcie i coś jest ze mną nie w porządku
i tak dalej.
Denerwuje mnie to strasznie, bo dawno już takich bzdur nie słyszałam. Dlatego chciałabym sprostować: JA SIĘ NIE ODCHUDZAM. Ja tylko staram się prowadzić zdrowy tryb życia a osiągnięcie wymarzonej sylwetki jest tego skutkiem ubocznym.

Nie rozumiem, dlaczego w momencie, kiedy zaczęłam uważać na to, co jem i traktować swoje ciało z większym niż dotąd szacunkiem, zostałam wrzucona do jednego worka z głodzącymi się dziewczynami, których śniadanie to pomidor, obiad to dwa plasterki szynki a kolacji nie jedzą. Skąd w ogóle to generalizowanie?
Kocham jeść. I nie odmawiam sobie tego. Jem 5 posiłków dziennie, które są urozmaicone i zawierają w większości jedynie wartościowe składniki (wiadomo - zdarzają się wpadki, mniejsze lub większe) a odrzuciłam te szkodliwe. Nie jem słodyczy, unikam smażonego - od kiedy to jest złe? Od kiedy zdrowe żywienie jest głodzeniem się i anoreksją?
Nie ogarniam ludzi :).
I jeszcze w kwestii obsesji - jasne, że uważam na to, co jem i planuję to z wyprzedzeniem, lubię o tym rozmawiać, bo to daje mi kopa do działania i tylko o tym właściwie piszę na blogu, ale przecież to jest właśnie blog o zdrowym stylu życia... To nie oznacza, że moje życie tylko na tym się opiera :). Poza pisaniem mam przecież cudowną córeczkę i fantastycznego narzeczonego, jestem w trakcie przeprowadzki i dużo czasu spędzam na pakowaniu tych nieszczęsnych kartonów, wykonuję dekoracje ślubne, śpiewam, odwiedzamy rodzinę, chodzimy na spacerki... Dużo planuję, myślę, staram się pracować nad sobą nie tylko w kwestii jedzenia i ćwiczeń, ale również eliminować swoje wady i kształtować swoje własne życie.

No... to się wygadałam. Wyobraźcie sobie, że staję przed lustrem i widzę efekty swojej pracy, centymetr pokazuje mi, że warto racjonalnie się odżywiać i jestem z siebie mega dumna a ludzie podcinają mi skrzydła tekstami "Ty nic nie jesz, będziesz mieć problemy ze zdrowiem, itd.". Nie ma co się dziwić, że trafia mnie na miejscu. :) Teksty w tym stylu powinnam słyszeć wtedy, gdy opychałam się frytkami, jadłam masowo batoniki i czekoladę a śniadanie jadłam koło 12. To był moment na pouczanie mnie o tym, co robię źle. Teraz już nikt mi nie wmówi, że przez mój jadłospis będę mieć problemy, bo przecież nigdy nie jadłam tak zdrowo!
Najważniejsze jest jednak, że ja sama mam tego świadomość i nikt nie jest w stanie zepchnąć mnie z dobrej drogi :).


I na koniec, aby cały post dokładnie zobrazować, figury które mnie inspirują = to, co chciałabym osiągnąć:

poniedziałek, 20 maja 2013

Ćwiczenia z Tiffany Rothe

Nie lubię monotonii w ćwiczeniach. :)
Bardzo szybko nudzą mi się ustalone programy ćwiczeniowe, dlatego ciężko mi wytrwać w określonych wyzwaniach. Tydzień poskaczę na skakance - mam dosyć. Zrobię 4 skalpele - czas mi się dłuży. W skrócie: ciągle chcę próbować czegoś nowego!
Na szczęście dla mnie, przeróżnych ćwiczeń czy form aktywności fizycznej jest cała masa. Nie muszę się więc męczyć i robić w kółko to samo: mogę przebierać wśród wielu przygotowanych programów, np. korzystając z YouTube, bo opisowe ćwiczenia nie działają na mnie tak dobrze, jak film z instruktażem w czasie rzeczywistym.
Ostatnio bardzo polubiłam ćwiczenia z Tiffany. Są przyjemne, nie powalają tak na podłogę jak Zuzka czy Ewa, ale też sprawiają, że się uśmiecham. Podoba mi się możliwość ułożenia własnego treningu, korzystając z dziesięciominutowych filmików. Na ten moment do każdego dorzucam tzw. tiffoczki, czyli ćwiczenia, które mają pomóc nam uporać się z boczkami.

Podoba mi się jej figura, nie jest wychudzona, ale wszystko ma na swoim miejscu :). I jest fenomenalnie sprawna!
Także póki co, ćwiczę z Tiffany, aż mi się nie znudzi lub jeśli nie znajdę czegoś nowego.


Cieszę się swoimi sukcesami, powoli efekty zdrowego żywienia i ćwiczeń stają się widoczne. Centymetry celą, kilogramy też (miałam się nie ważyć, ale zrobiłam to z ciekawości i byłam mile zaskoczona), chęci i pozytywnego myślenia coraz więcej. :) A za dwa tygodnie powinnam już mieszkać we Wrocławiu, z czego zadowolona jestem niesamowicie.
Szczęścia chodzą chyba stadami :).

piątek, 17 maja 2013

Sukcesy minionego tygodnia

Podsumowania w środku tygodnia - ktoś oprócz mnie tak robi? :)
Termin nieprzypadkowy, bo to w zeszły czwartek zaczęłam skrupulatnie zapisywać to, co jem i dbać, aby w jadłospisie nie pojawiały się produkty niezdrowe. Minęło więc 8 dni, w czasie których jadłam bardzo różnorodnie, zdrowo i nie głodząc się w żaden sposób. Jestem bardzo zadowolona!

Jak wiecie, ustaliłam sobie niesztywny limit 1600 kcal i moje dzienne jadłospisy oscylowały przy tej wartości. Zdarzyło mi się raz zjeść trochę bardziej głodowo (niedziela - 1200 kcal), ale nie miałam siły wpychać w siebie wieczorem dodatkowego jedzenia, kiedy już się zorientowałam, jak sytuacja wygląda.
Rozkład BTW różnie, raz mniej białka, raz mniej tłuszczu - moim problemem jest chyba ograniczenie węglowodanów, ale pracuję nad tym i wiem, że będzie coraz lepiej. Staram się też jak mogę kupować różne produkty w myśl zasady, że "zdrowe odżywianie zaczyna się na zakupach".

Zaliczyłam tylko jedną wpadkę - w sobotę byliśmy w nowej Ikei, więc wybraliśmy się do bistro. Zdecydowałam się frytki z klopsikami... mogłam zdrowiej, wiem, ale i tak jestem z siebie zadowolona, bo lepsze to, niż Kfc czy inny Mac.

W tym tygodniu spróbowałam również wielu nowych ćwiczeń: po raz pierwszy zrobiłam killera i turbo Chodakowskiej i dałam radę! To jest postęp niesamowity, bo zrobić cały skalpel udało mi się dopiero za trzecim podejściem - a jest on przecież o wiele łatwiejszy. Moja kondycja rośnie, rośnie również pewność swoich możliwości i wiara w to, że mogę więcej, niż podpowiada mi mój umysł.
Do tego zaczęłam robić Tiffoczki co drugi dzień. Trening krótki, bardzo niepozorny, ale daje w kość na drugi dzień. Po lewej w zakładce "ćwiczę" jest do niego link, polecam każdemu przekonać się na sobie. Znaleźć 10 minut to chyba nie problem :).

Pisałam również TUTAJ o moim wyzwaniu - miesiąc bez słodyczy i gazowanych napoi. Brawa dla mnie, udało mi się je zrealizować. I tak jak pisałam, nie kończę wraz z upływem miesiąca, mam nadzieję zrezygnować z nich na stałe.

I na koniec, część posiłków, jakie jadłam w tym tygodniu w ramach inspiracji... ostatnio sama mam już problem z tym, co jeść, żeby nie było monotonnie, więc jeśli znacie jakieś źródła dobrych, zdrowych przepisów, chętnie przejrzę. :)

sałatka z wędzonego pstrąga, twarogu, pomidorów i szczypiorku

pełnoziarniste naleśniki z brokułami i twarogiem, zapiekane z żółtym serem

śniadaniowe placuszki z otrębami i jabłkami

ryż z potrawką: gotowana flądra + warzywa

śniadaniowe placuszki z bananów i mąki pełnoziarnistej

ziemniaki, fasolka szparagowa i grillowana pierś z kurczaka (bez tłuszczu)

koreczki z łososia i lekkiego serka
kasza gryczana, brokuły, gotowana soczewica i pierś z kurczaka gotowana na parze

ziemniaki, sadzone jajka i mieszanka warzyw

koktajl jabłkowo-pietruszkowy

i mój ulubiony zamiennik słodyczy: zblenderowane mrożone truskawki z jabłkiem, bez dodatku cukru

Miłego dnia :).