czwartek, 6 czerwca 2013

Powrót na dobrą drogę

Cześć wszystkim :).
Długo mnie tu nie było, ale przeprowadzka pochłonęła większość mojego czasu. Od poniedziałku mieszkam już we Wrocławiu. W mieszkaniu jeszcze mnóstwo roboty i tylko trzy pomieszczenia nadają się do użytkowania, ale ze wszystkim z pewnością, w perspektywie czasu, sobie poradzimy.

Niestety, ten czas zawirowania sprawił, że trochę zawaliłam. No dobrze - zawaliłam bardzo konkretnie, bo do łask wróciły fast-foody, słodkie napoje i przestałam ćwiczyć. Usprawiedliwienie miałam aż za dobre: przecież kuchnia jeszcze nieczynna, jak mam gotować, lepiej zamówić jakiś gyros (albo frytki), zjeść górę kanapek z białego chleba z konserwą i chipsy. Jestem na siebie zła, bo przeprowadzka jest żadnym usprawiedliwieniem, mogłam dokonywać zdrowszych wyborów, ale po prostu odpuściłam. Z ćwiczeniami sytuacja wygląda trochę inaczej, bo po prostu każdą chwilę wolną poświęcałam na robienie czegoś w domu, tak aby jak najszybciej można było się wprowadzić - a wieczorem po prostu nie miałam już na nic siły.
Co by nie było - powróciłam jednak na dobrą drogę i od dziś jem znów zdrowo (a przynajmniej bardzo się staram, bo wciąż nie mam zawartości mojej zamrażarki), mam też w planach wieczorne ćwiczenia - albo też gruntowanie sufitu w salonie :).

Ostatnio spotkała mnie bardzo miła sytuacja - wyciągnęłam z kartonu jakieś dżinsy z zamiarem wyjścia na spacer po Wrocławiu... i okazało się, że spadają mi z tyłka. Tak samo druga i trzecia para, którą wzięłam. Na chwilę obecną, jedyne spodnie, jakie dobrze na mnie leżą, to dresy i rybaczki. To cholernie motywujące, bo gdyby nie ten fakt i ubytek w centymetrach, nie uwierzyłabym pewnie, że schudłam chociaż trochę.
Jeśli jednak nie zacznę się znów przykładać do zdrowego trybu życia, to w tempie ekspresowym odzyskam niedawną figurę i spodnie będą na mnie leżeć idealnie... a do tego nie mam zamiaru doprowadzić. :)

Jutro wybieram się z koleżanką na zakupy... i mam ogromną nadzieję, że za jakiś czas to, co kupię jutro, też będzie na mnie wisieć :)).


I na koniec - motywacja:

14 komentarzy:

  1. Gratuluję spadku wagi! Ja także uważam,że nic nie motywuje bardziej niż efekty swojej ciężkiej pracy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. najważniejsze, że się opamiętałaś i znów zaczęłaś bardziej dbać o to co jesz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Każda motywacja dobra :). Udanych zakupów!

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdy może mieć chwile słabości, ale grunt to nie poddawać się :)

    OdpowiedzUsuń
  5. fajnie, że waga leci w dół:) udanych zakupów!

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratulację :) Trzymam kciuki ,powodzenia:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, że spodnie spadają, bo ja w czasie przeprowadzki przytyłam dwa kilogramy, ponieważ byłam bez wagi i spodnie zdecydowanie nie zlatywały mi z tyłka :)
    Teraz jednak masz trzy czynne pomieszczenia to wrócisz na dobrą drogę.
    Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  8. oj tak, dla mnie też za duże ciuchy stają się niesamowitą motywacją. Chce mi się wtedy bardziej ćwiczyć i dawać z siebie jeszcze więcej! :)

    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  9. ciesze się ze motywacja podtrzymuje Twoj cel :))

    OdpowiedzUsuń
  10. cześć :)
    nominowałam Cię do Liebster Blog, więcej u mnie.
    pozdrawiam,
    summer-body.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana dobrze, że wróciłaś. Nie bądź też na siebie taka zła- jesteśmy tylko ludźmi i najczęściej... głupiutkimi ;)
    Ja o sobie nie mogę powiedzieć tyle dobrego. Po raz pierwszy od urodzenia złapała mnie grypa, także nie ćwiczę od środy, jem co popadnie (ale to od dawna) i wczoraj w lustrze, w sklepie z ciuchami, gdy zobaczyłam jak śliczne są leginsy (i jakie tanie!), ale tylko w jaskrawych kolorach to trochę się wkurzyłam, bo po co ja tak ciężko ćwiczę ciągle? Właśnie po to by wbić się w te leginsy! A jak przeszłam obok lustra w sklepie... załamałam się.
    Serio, to nie przesada, w miesiąc zapuściłam się tak jak nigdy :/
    Czas się chociaż otrząsnąć! Cieszę się, że jesteś mądrzejsza:*

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie ma to jak za duże ubrania. Owocnych zakupów ;)

    OdpowiedzUsuń