Długo mnie tu nie było, ale przeprowadzka pochłonęła większość mojego czasu. Od poniedziałku mieszkam już we Wrocławiu. W mieszkaniu jeszcze mnóstwo roboty i tylko trzy pomieszczenia nadają się do użytkowania, ale ze wszystkim z pewnością, w perspektywie czasu, sobie poradzimy.
Niestety, ten czas zawirowania sprawił, że trochę zawaliłam. No dobrze - zawaliłam bardzo konkretnie, bo do łask wróciły fast-foody, słodkie napoje i przestałam ćwiczyć. Usprawiedliwienie miałam aż za dobre: przecież kuchnia jeszcze nieczynna, jak mam gotować, lepiej zamówić jakiś gyros (albo frytki), zjeść górę kanapek z białego chleba z konserwą i chipsy. Jestem na siebie zła, bo przeprowadzka jest żadnym usprawiedliwieniem, mogłam dokonywać zdrowszych wyborów, ale po prostu odpuściłam. Z ćwiczeniami sytuacja wygląda trochę inaczej, bo po prostu każdą chwilę wolną poświęcałam na robienie czegoś w domu, tak aby jak najszybciej można było się wprowadzić - a wieczorem po prostu nie miałam już na nic siły.
Co by nie było - powróciłam jednak na dobrą drogę i od dziś jem znów zdrowo (a przynajmniej bardzo się staram, bo wciąż nie mam zawartości mojej zamrażarki), mam też w planach wieczorne ćwiczenia - albo też gruntowanie sufitu w salonie :).
Ostatnio spotkała mnie bardzo miła sytuacja - wyciągnęłam z kartonu jakieś dżinsy z zamiarem wyjścia na spacer po Wrocławiu... i okazało się, że spadają mi z tyłka. Tak samo druga i trzecia para, którą wzięłam. Na chwilę obecną, jedyne spodnie, jakie dobrze na mnie leżą, to dresy i rybaczki. To cholernie motywujące, bo gdyby nie ten fakt i ubytek w centymetrach, nie uwierzyłabym pewnie, że schudłam chociaż trochę.
Jeśli jednak nie zacznę się znów przykładać do zdrowego trybu życia, to w tempie ekspresowym odzyskam niedawną figurę i spodnie będą na mnie leżeć idealnie... a do tego nie mam zamiaru doprowadzić. :)
Jutro wybieram się z koleżanką na zakupy... i mam ogromną nadzieję, że za jakiś czas to, co kupię jutro, też będzie na mnie wisieć :)).
I na koniec - motywacja:
Gratuluję spadku wagi! Ja także uważam,że nic nie motywuje bardziej niż efekty swojej ciężkiej pracy :)
OdpowiedzUsuńnajważniejsze, że się opamiętałaś i znów zaczęłaś bardziej dbać o to co jesz :)
OdpowiedzUsuńno ,no ładnie aga leci w dół ;)
OdpowiedzUsuńKażda motywacja dobra :). Udanych zakupów!
OdpowiedzUsuńKażdy może mieć chwile słabości, ale grunt to nie poddawać się :)
OdpowiedzUsuńfajnie, że waga leci w dół:) udanych zakupów!
OdpowiedzUsuńGratulację :) Trzymam kciuki ,powodzenia:)
OdpowiedzUsuńDobrze, że spodnie spadają, bo ja w czasie przeprowadzki przytyłam dwa kilogramy, ponieważ byłam bez wagi i spodnie zdecydowanie nie zlatywały mi z tyłka :)
OdpowiedzUsuńTeraz jednak masz trzy czynne pomieszczenia to wrócisz na dobrą drogę.
Powodzenia.
oj tak, dla mnie też za duże ciuchy stają się niesamowitą motywacją. Chce mi się wtedy bardziej ćwiczyć i dawać z siebie jeszcze więcej! :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia!
ciesze się ze motywacja podtrzymuje Twoj cel :))
OdpowiedzUsuńcześć :)
OdpowiedzUsuńnominowałam Cię do Liebster Blog, więcej u mnie.
pozdrawiam,
summer-body.blog.pl
3mam kciuki;)
OdpowiedzUsuńKochana dobrze, że wróciłaś. Nie bądź też na siebie taka zła- jesteśmy tylko ludźmi i najczęściej... głupiutkimi ;)
OdpowiedzUsuńJa o sobie nie mogę powiedzieć tyle dobrego. Po raz pierwszy od urodzenia złapała mnie grypa, także nie ćwiczę od środy, jem co popadnie (ale to od dawna) i wczoraj w lustrze, w sklepie z ciuchami, gdy zobaczyłam jak śliczne są leginsy (i jakie tanie!), ale tylko w jaskrawych kolorach to trochę się wkurzyłam, bo po co ja tak ciężko ćwiczę ciągle? Właśnie po to by wbić się w te leginsy! A jak przeszłam obok lustra w sklepie... załamałam się.
Serio, to nie przesada, w miesiąc zapuściłam się tak jak nigdy :/
Czas się chociaż otrząsnąć! Cieszę się, że jesteś mądrzejsza:*
Nie ma to jak za duże ubrania. Owocnych zakupów ;)
OdpowiedzUsuń