piątek, 15 listopada 2013

Zrób to dla siebie samej!

Hej!
W moim przypadku stałe motywowanie się to klucz do sukcesu. Jeśli długo nie myślę o tym, po co właściwie to wszystko robię, znów wracam do punktu wyjścia.
Gdzieś kiedyś przeczytałam bardzo mądry cytat:

- Nie dam rady tego osiągnąć! Motywacji wystarcza mi tylko na jeden dzień.
- Wiesz, to tak jak z kąpielą. Dlatego robimy to codziennie.

Motywacja spada i to jest normalne - ważne, żeby znaleźć sposób na podtrzymanie jej na wysokim poziomie. I nie mówię tu o oglądaniu zdjęć wysportowanych sylwetek każdego ranka. Mówię o prawdziwym powodzie, który powinien pchać Cię do zmian.
I nie powinna to być chęć zaimponowania chłopakowi marzeń, udowodnienia czegoś komuś z rodziny czy bycie lepszą niż koleżanka. Prawdziwa motywacja do zmian powinna wynikać z miłości do siebie samej i szacunku do swojego ciała! Zacznij jeść zdrowo, żeby lepiej się czuć. Dołącz ćwiczenia, aby Twoje ciało funkcjonowało na najwyższym poziomie. Poświęć czas na odpowiednią pielęgnację, aby wzmocnić swoją pewność siebie. Trochę zdrowego egoizmu naprawdę potrafi czasem zdziałać cuda!
Takie podejście pozwoli Ci pokonać wszelkie chwile słabości. Jeśli przyjdzie ochota na fastfood, nie będziesz przecież mogła pomyśleć "Po co ja w ogóle jem zdrowo? Żeby zaimponować tej koleżance? To bez sensu. Życie jest za krótkie na to, żeby sobie odmawiać" i sięgnąć po niego z radością, że znalazłaś wymówkę. Będziesz miała świadomość, że nikt Ci nie zabrania tego jeść, ale sama z tego rezygnujesz - bo bardziej, niż na chwilowej przyjemności, zależy Ci na Twoim zdrowiu i dobrym samopoczuciu. W końcu kochasz samą siebie, więc chcesz dla siebie jak najlepiej, prawda?

Od tej troszkę egoistycznej miłości powinnaś zacząć. Pomyśl o tym w ten sposób - jest na pewno jakaś osoba, którą bardzo kochasz - dziecko, mąż czy chłopak, mama, siostra... Na pewno z tej miłości życzysz im jak najlepiej. Nie nakarmisz przecież swojego dziecka niezdrowymi przekąskami, bo wiesz, że mogą mu poważnie zaszkodzić. Na pewno bardziej zwracasz uwagę na to, co dajesz swojemu maleństwu do jedzenia, niż sobie. Mamie chętnie podarujesz kupon na masaż, ale sama nigdy sobie go nie zafundujesz... Dlaczego? Powinnaś nauczyć się stawiać siebie na równi z tymi, których kochasz. Nie mówię o samolubnym zapatrzeniu w siebie, ale zrozumieniu, że Ty też zasługujesz na najlepsze.

Podaruj je sobie racjonalnym żywieniem i regularnym treningiem. Obiecuję, że poczujesz się znacznie lepiej!

wtorek, 12 listopada 2013

Sportowe nowości

Hej!
W końcu udało mi się kupić parę rzeczy, które były mi wręcz niezbędne odkąd zaczęłam chodzić na siłownię. Pierwszą, najważniejszą sprawą były buty - do tej pory (aż wstyd się przyznać!) chodziłam w trampkach, bo po prostu innego rodzaju butów "nadających" się do ćwiczeń nie miałam. Różnych, kolorowych trampek mam pod dostatkiem - sportowych butów brak.
Wybrałam się w tym celu do GoSport-u, aby znaleźć buty wygodne, ładne i stabilne, przy czym ten drugi aspekt był jednak dla mnie dość istotny, dlatego spędziłam naprawdę sporo czasu na zastanawianiu się ^^. W końcu jednak wybrałam:

Jestem z nich naprawdę zadowolona, bo są mega wygodne i ćwiczy mi się teraz zdecydowanie lepiej, niż poprzednio!
Bardzo potrzebna była mi również torba - niewygodnie było pakować wszystkich rzeczy do torebki (okej, większej torebki - ale to wciąż torebka) lub zabierać torbę Karola. Żeby zaoszczędzić trochę czasu, przed wyjściem do sklepu przeszukałam internet, bo wiedziałam, że tu będę jeszcze bardziej wybredna niż przy butach :). W końcu trafiłam jednak na torbę idealną, w której zakochałam się od pierwszego momentu. Na moje szczęście w Decathlonie mieli akurat ostatni egzemplarz :)

Torba jest bardzo praktyczna, mieszczę w niej absolutnie wszystko, co jest mi potrzebne - buty, ręcznik, legginsy, stanik sportowy, koszulkę, butelkę wody itd. Wbrew pozorom jest bardzo pojemna, oprócz głównej kieszeni ma też boczną i wewnętrzną na drobniejsze rzeczy.
Poza tym jest prześliczna <3.

Udało mi się jeszcze dostać inne buty w moim wymarzonym kolorze - tych na siłownię nie założę, ale jestem nimi niesamowicie zachwycona. :)


Dawno już nie byłam aż tak zadowolona z zakupów... planuję jeszcze zakupić termoaktywne legginsy, bo podobno komfort ćwiczeń jest bez porównania, ale to będzie musiało jeszcze trochę poczekać. Na razie chodzę w sprawdzonych szarych, zwykłych legginsach i różowej bokserce. :)
A jak wygląda Wasz strój na siłownię? Korzystacie ze specjalnych, przeznaczonych do tego ubrań, czy nie zwracacie na to uwagi? :)

niedziela, 3 listopada 2013

Założenia mojej "diety" po raz drugi

Cześć. Podobnego posta pisałam pół roku temu, jednak muszę powtórzyć temat, gdyż trochę się przez ten czas zmieniło. Po pierwsze, zaczęłam chodzić na siłownię i mam w planach odwiedzać ją regularnie, zwiększa się więc moja aktywność fizyczna a tym samym zapotrzebowanie kaloryczne. Po drugie, nie zależy mi już na tak szybkiej redukcji jak wtedy. Po trzecie, zdarzało mi się faktycznie, że byłam wtedy głodna - myślę, że winę za to ponosi fakt, iż obliczając swoje zapotrzebowanie nie uwzględniłam tego, że karmię piersią.

Pół roku temu trzymałam się niesztywnej linii 1600kcal przy słabej aktywności fizycznej. Faktycznie, straciłam swoje, ale przyszedł ten moment, kiedy pozwoliłam sobie na jedno odstępstwo... później następne... kolejne... i fakt zdrowego odżywiania przeszedł do historii. Aby tego uniknąć, zdecydowałam teraz kaloryczność zwiększyć i przede wszystkim, rozpisać dokładny jadłospis.

Mam nadzieję, że gotowa rozpiska będzie moją receptą na sukces. Dzięki z góry ustawionemu planowi żywienia:
- mam dokładnie wyliczone kalorie i rozkład btw!
- wiem, co jeść w jakich porach - nie dość, że posiłki są odpowiednio zbilansowane, to unikam problemu "coś bym zjadła, ale nie wiem co"
- mogę zrobić zakupy na cały tydzień w dużym markecie, dzięki czemu oszczędzam pieniądze i czas (latanie codziennie po sklepach jednak pożera sporą część dnia)

Korzystając z kalkulatora na potreningu.pl wyliczyłam swoje zapotrzebowanie - przy umiarkowanej aktywności powinnam jeść 2096kcal dziennie. W normalne dni przyjmuję ok. 1800 kcal, w dni treningowe 2000 (obcinam naprawdę niewiele, ale nie zależy mi na szybkiej utracie wagi. Poza tym, ciągle jednak karmię - mimo że właściwie tylko w nocy, moje właściwe zapotrzebowanie powinno być wyższe o ok. 100-200kcal).
Jak często spotykacie się z dietą o tak wysokiej kaloryczności? ^^ Właśnie! Dlatego podkreślam, nie przechodzę na dietę.

Rozkład BTW przyjmuję po raz kolejny 30/30/40. Odstawiam fast-foody, gazowane słodkie napoje, słodycze i mocno przetworzone jedzenie. Herbaty nie słodzę już od stycznia, więc cukier u mnie w domu jest praktycznie tylko dla gości. :))

Teraz muszę posiedzieć trochę nad dokładnym rozpisaniem produktów, jakie powinnam spożywać. Bazą artykułów, z których będę korzystać (i polecam naprawdę każdemu!) są te napisane na sfd - tutaj link do spisu podstawowych tematów.

piątek, 25 października 2013

Rok bloga - reaktywacja!

Czeeeeść wszystkim, witam ponownie! :)
Dość długo mnie tu nie było... część z Was zauważyła nawet, że blog został chwilowo zamknięty i pisała do mnie w tej sprawie. Muszę przyznać, że było to miłe z Waszej strony i zmotywowało mnie do powrotu.
Na zamknięcie zdecydowałam się, bo nie chciałam pisać postów o niczym... nie jadłam zdrowo, nie ćwiczyłam a pisanie tekstów o tym, jak to nie chce mi się nic robić byłoby bezcelowe.
Na szczęście jednak zdążyłam się ogarnąć.
Gorsze chwile ma każdy - najważniejsze to z nich wyjść z podniesioną głową i z ogromem energii przystąpić do realizacji swoich celów. Teraz jestem znów pełna zapału, chęci i optymizmu.
Taaaak, znowu.
Znowu "zaczynam", znowu chcę zmienić wszystko, znowu wierzę w to, że mi się uda. Bądźmy realistami, prawdopodobnie znów przyjdzie taki dzień, kiedy przestanę w to wierzyć, ale nie to jest najważniejsze.
Nie ważne, ile razy upadasz - ważne, ile razy się podnosisz. Więc jeśli będzie trzeba, mogę zaczynać po raz kolejny i kolejny... tak długo, jak będę szła we właściwą stronę. :)

Tym razem jednak blog będzie na nieco innych zasadach. Po pierwsze: włączona zostaje moderacja komentarzy. Blog jest moim miejscem w sieci, stąd mam czerpać motywację, radość i chęć do działania. Nie potrzebuję tutaj marudzących złośników (będących notabene moimi "znajomymi"), którzy na każdym kroku mieliby podcinać mi skrzydła. Wybaczcie, ale szczerze mówiąc, Wasze zdanie mnie nie obchodzi. Wszystkie tego typu komentarze nie będą publikowane, więc nie macie się co spinać. Inaczej jest z konstruktywną krytyką i dobrą radą - tą zawsze chętnie przyjmę, o ile zostanie wyrażona kulturalnie i bez złośliwości.
Po drugie: zamierzam pisać trochę więcej od siebie, zamiast powielać to, co już zostało napisane. I nie spinać się, przede wszystkim. Pisanie ma mi sprawiać przyjemność a nie być przykrym obowiązkiem.

Dzisiaj mija rok, odkąd założyłam bloga. I bardzo dużo się w tym czasie zmieniło - po pierwsze, zdałam sobie sprawę, że będąc mamą wciąż jestem kobietą a dbanie o siebie nie jest dziwnym wynaturzeniem tylko rzeczą naturalną. Nauczyłam się, że trochę zdrowego egoizmu jest w porządku: wyjście na siłownię i zostawienie córki pod opieką taty czy babci nie jest z mojej strony samolubnym porzucaniem dziecka. W końcu nawet ona ma z tego niezłe korzyści - ćwiczenia uwalniają endorfiny, więc mama ćwicząca = mama szczęśliwa, mająca więcej cierpliwości i tym samym lepiej zajmująca się dzieckiem. Nie generalizuję, ale tak jest w moim przypadku. Siedzenie w domu bez wymagań, nie stawianie sobie wyzwań skutecznie mnie demotywuje i sprawia, że jestem drażliwa, rozleniwiona a to na pewno nie pomaga mojemu maleństwu się rozwijać. Wystarczy trochę ruchu i od razu chętniej do wszystkiego podchodzę. :)
Poza tym, że schudłam trochę kilo i paru złych nawyków pozbyłam się na zawsze (do niektórych wróciłam, z niektórymi wciąż walczę), ten rok naprawdę miło wspominam. Zaczęłam się ruszać - ja, wielki przeciwnik zajęć na wf-ie, wymigujący się przy każdej okazji! I mało tego, zaczęło mi to sprawiać przyjemność. A to naprawdę cholerny sukces.

Dlatego tym bardziej wracam tu z radością - to miejsce pomogło mi się "ogarnąć", dzięki blogowi poznałam masę nowych, interesujących ludzi i zaczęłam więcej od siebie wymagać.

Mam nadzieję, że tym razem będę bardziej systematyczna. Miłego dnia :)

niedziela, 11 sierpnia 2013

4 dni... oszaleję.

Dzisiaj kompletnie nie w temacie bloga, ale ostatnie dni żyję tylko jednym.
Najbliższy czwartek jest najbardziej wyczekiwanym przeze mnie dniem - nareszcie stanę się żoną mojego najlepszego przyjaciela, mojej największej miłości, mężczyzny, który jest spełnieniem moich marzeń. Cieszę się niesamowicie, moje podekscytowanie sięga zenitu i jestem trochę zestresowana.
Praktycznie wszystko mamy już załatwione, zostały ostatnie drobiazgi i rzeczy, których wcześniej zrobić się nie da. Pracowałam nad tym, aby ten dzień był idealny od kilkunastu miesięcy - dekoracje wykonywałam sama, chciałam dopracować każdy detal tak, aby wszystko ze sobą idealnie współgrało. I wiecie co? Kiedy jest już tak blisko, przestałam się tym przejmować. Cieszę się najbardziej, że będę mogła popatrzeć mojemu Karolowi w oczy i wypowiedzieć słowa przysięgi.

Tak bardzo nie mogę się już doczekać... trzymajcie proszę kciuki, żeby wszystko wyszło cudownie :)

piątek, 5 lipca 2013

Trening siłowy - czas start!

Cześć moje wspaniałe motywatorki! :)

Już kilka razy przymierzałam się do rozpoczęcia treningu siłowego, zachęcona Waszymi pozytywnymi opiniami, ale zawsze znalazłam jakieś "ale". Po pierwsze: lubię ćwiczyć w domu i regularne chodzenie na siłownię byłoby nie lada wyzwaniem - wciąż karmię piersią i to uniemożliwia samotne wyjście z domu (zwłaszcza wieczorami). Po drugie: nie mam odpowiedniego sprzętu... Na chwilę obecną mam jedynie dwie hantelki po 3kg. Po trzecie: nie wiedziałam jak się do tego zabrać.

W końcu przeczytałam fantastyczny post tygryska (klik), gdzie wszystkie moje wymówki zostały zmiażdżone. Powiedziałam sobie: spróbuj chociaż! Jest sporo ćwiczeń dla początkujących, które można wykonywać nawet jedynie z obciążeniem swojego ciała. Znalazłam rozpiskę treningu dla początkującej lady z sfd, przejrzyście napisany post lafigi z gifami obrazującymi poprawne wykonanie ćwiczeń i wzięłam się do roboty.


Przedwczoraj zrobiłam trening A, używając obciążenia 2x3kg, ale już widzę, że w niektórych ćwiczeniach to za mało - ostatnie powtórzenia mnie nie męczą. Wiem, że idealny byłby zestaw hantli z możliwością regulowania obciążenia, ale nie mogę sobie na niego na razie pozwolić, więc pozostaje kombinować z butelkami. :) Wypełnione piaskiem powinny ważyć niego więcej. Dzisiaj wykonałam trening B - ten zdecydowanie bardziej mi się podobał, bo bardzo lubię ćwiczyć ramiona. W niektórych ćwiczeniach obciążenie również spokojnie mogłoby być większe.
Oba zestawy rozpoczęłam oczywiście rozgrzewką i zakończyłam porządnym rozciąganiem w kierunku szpagatu.

Na początku będę wykonywać ten trening trzy razy w tygodniu, po dwa obwody. Później zwiększę do 3 i 4. Wszystko tak, aby się nie przeciążyć.

Muszę się też pochwalić - wczoraj minęło mi 31 dni (pełny miesiąc) bez fast-foodów. Nie sądziłam, że to kiedykolwiek mi się uda, dlatego jestem z siebie bardzo dumna. Tym bardziej, że we wtorek na spacerze (na którym byłam cholernie głodna) zahaczyliśmy o Maka - Karol zjadł całą gigantyczną porcję a ja... wróciłam do domu i zrobiłam sobie ryż z warzywami i piersią gotowaną na parze.
Uwielbiam dokonywać zdrowych wyborów! I oby to zostało moim nawykiem.

wtorek, 2 lipca 2013

Maraton treningowy blogerek - moja relacja

To już czwarta edycja a ja dopiero pierwszy raz wzięłam w nim udział! Cieszę się, że to zrobiłam, bo mimo iż wymagało to trochę organizacji, jestem bardzo zadowolona.

Zestaw składał się z kilku filmików, które skupiały się na różnych partiach ciała. Po zakończeniu czułam, że wszystkie moje mięśnie zostały porządnie przećwiczone. Część zakwasów utrzymywała się do wczoraj! Mimo, że według inicjatorki zestaw skupiał się na mięśniach brzucha, ja najbardziej odczułam ramiona. Swietne uczucie, polecam :D.

Spis ćwiczeń, jakie wykonywałyśmy:
Maraton rozpoczął się od rozgrzewki z Jillian. Nigdy z nią nie ćwiczyłam, mimo że wiele o niej słyszalam. Rozgrzewka jak rozgrzewka - nie powaliła mnie na kolana, ale też nie takie w końcu było jej zadanie.



Następnie - zaproponowany przeze mnie zestaw Mel B na nogi. Bardzo go lubię, bo uwielbiam ćwiczenia prowadzone z uśmiechem na ustach, gdzie trener aż kipi pozytywną energią.




Tu bardzo pozytywne zaskoczenie - mimo, że naprawdę nie lubię ćwiczyć brzucha, ćwiczenia nie sprawiały mi trudności. Bardzo spodobała mi się forma, w jakiej zostały przedstawione i licznik - ten kanał z pewnością zapamiętam i wypróbuję również inne zestawy ćwiczeń.

 Dla mnie - najlepszy punkt maratonu. Ambitnie wzięłam dwa ciężarki po 3 kg i naprawdę bardzo odczułam te ćwiczenia. Niektóre ostatnie powtórzenia robiłam resztkami sił. Mimo wszystko, pozytywny humor prowadzącej bardzo mi się udzielił i robiłam zestaw z bananem na ustach :).

Znów - coś, co bardzo dobrze znam. Ćwiczenia wykonywałam niemalże z pamięci, bo ten zestaw Melb B robię najczęściej. Lubię ćwiczyć pośladki, więc te 10 minut było dla mnie przyjemnym odpoczynkiem.

Te ćwiczenia absolutnie do mnie nie przemówiły. Po pierwsze, ciężko mi było się skupić, przez to że wszystko działo się w takim szybkim tempie, poza tym miejscami byłam wręcz zażenowana... Chyba to nie mój klimat. :D



I według mnie, najsłabszy moment maratonu. Z fitness blender też nigdy nie ćwiczyłam i raczej tego nie zmienię - fajnie, że ćwiczenia były jasno opisane, ale cisza pomiędzy kolejnymi opisami była wręcz dobijająca, czas niesamowicie mi się dłużył. Do tego kobieta, która ćwiczyła jak robot, nawet się nie uśmiechając... Ćwiczenia ciekawe, ale forma zniechęciła mnie w zupełności.


I znów ramiona, które ćwiczyć lubię. Tu też użyłam hantelek 2x3kg a w momencie, gdy dziewczyny zmieniały obciążenie na mniejsze, po prostu je odkładałam. Jeśli chodzi o ćwiczenia, część pokrywała się z poprzednim zestawem na ramiona, ale mimo wszystko dobrze mi było je porządnie zmęczyć.


Następnie coś, co bardzo dobrze znam, więc też niespodzianek nie było, jednak chyba większe wrażenia robiły na mnie te ćwiczenia na samym początku - może moje ciało po prostu przyzwyczaiło się do wyginania? :)


Na koniec dwa filmiki z rozciąganiem autorstwa Agaty, które rozszerzyłam o moje standardowe ćwiczenia rozciągające. Do całego maratonu dorzuciłam również przysiady - tego dnia według planu było ich 130, także nieźle dały w kość.
W założeniu maraton miał trwać dwie godziny - ale ja praktycznie nie robiłam przerw między zestawami, nie wykonałam też tych ćwiczeń kardio do piosenki Beyonce, bo zwyczajnie nie mogłam się w tym połapać i skończyłam z pewnością wcześniej. Bezsensowne było dla mnie przedłużanie na siłę, tym bardziej, że moja córeczka już krzycząc pod drzwiami domagała się mamy. :)
Co bym poprawiła w drugiej edycji? Więcej nieznanych ćwiczeń, bo Mel B i Tiffany przewijają się niemalże na każdym blogu i większość je zna - chciałabym poznać jakieś zupełnie nowe kanały z ćwiczeniami. Mimo to jestem z maratonu bardzo zadowolona i na pewno wezmę udział w kolejnych edycjach! :)